Z Wysp
  • Podróże
  • Emigracja
  • Podcast
  • 9 Miesięcy
Z Wysp
  • Podróże
  • Emigracja
  • Podcast
  • 9 Miesięcy
Category:

Uncategorized

Uncategorized

Kobiety mojego życia.

by Magdalena Gasztych 23 maja, 2022

Kobiety w moim życiu odgrywają niezwykle ważną rolę.

Są wsparciem, drugim głosem.

Są wioską, która wychowuje moje dzieci i powodem dla ktorego te dzieci zdarza mi się na kilka dni opuścić.

Wierzą we mnie a ja wierzę w ich siłę i decyzje.

Raz w roku piję z nimi wódkę do śpiewu ptaków a potem o siódmej rano otwieramy piwo.

Są moim śmiechem do bólu brzucha i płaczem, który nie zdążył się wcześniej wydarzyć. To przez nie bolą mnie stopy od kilometrów, które przeszłam odkrywając nieznane mi miasto.

To dzięki nim, mogę wyjść z roli matki i bez wyrzutów sumienia wybebeszac się z najbardziej skrytych pragnien.

Kobiety mojego życia są moją ostoją. Są ważne. Są radosne. Są irytujące, kiedy nie dają odpocząć pijanej głowie.

Są racjonalne i romantyczne.

Łódź

Kobiety mojego życia mają marzenia o których nie boją się mówić.

Mają cele, których nie boją się osiągać. Są spełnione i czekają na lepszy czas. Kiedy jestem z nimi, wyłączam się z codzienności i nigdy nie tracę okazji, żeby być w moim, w naszym TU i TERAZ i ich obecność mi w tym pomaga.

Kiedy wydarza się coś, co zmienia nasze życie a my akurat nie możemy być blisko, dotykamy tego podczas naszych spotkań. Wtedy łzy spływają opóźnione, ale niosą ze sobą taki sam smutek. Wtedy śmiech i radość nie tracą na swojej intensywności.

Zdarzają nam się po prostu trochę później.

Kobiety mojego życia mają dla mnie ZAWSZE dobre słowo. I nie ważne, czy chodzi o nową sukienkę, czy starą fryzurę w której jest mi dobrze tak samo jak dwa lata temu. Pożyczą szminkę i wypiorą zabrudzoną okresem bieliznę. Pochwalą dzieci, męża i nie pozwolą spędzić w łazience więcej niż pięć minut. Zatańczą i podstawią miskę, jeśli którejś z nas zakręci się w głowie (od tańca, rzecz jasna).

Witam się z nimi każdego ranka.

Takie relacje nie kosztują, ale też nie pojawiają się za darmo.Musisz o nie dbać, musisz się im przyglądać, musisz je pielęgnować.

Uschną bez tego.

23 maja, 2022 1 comment 267 views
6 FacebookWhatsappEmail
Uncategorized

Powrót do siebie.

by Magdalena Gasztych 31 października, 2021


17/08/2016

Minął rok. Nie potrafię nawet powiedzieć czy był to krótki, czy długi czas. Natomiast zmiany, jakie nastały w moim życiu w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, sprawiły, że stałam się trochę innym człowiekiem. Trudno teraz nie potknąć się o pytanie, czy ten rok, te miesiące zrobiły ze mnie lepszego czy gorszego człowieka. Ale i na to pytanie, niestety nie znam odpowiedzi. Jestem trochę inna. Pewne cechy zostały skutecznie utemperowane, inne się uwidoczniły.
Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że dziecko zmienia. Co więcej, sama nigdy nie lubiłam, kiedy powtarzano mi te słowa. Wiele matek traktowałam, jak takie co to wszystko wiedzą i na siłę chcą się tą wiedzą podzielić. Wiedzą, ktorej nie pragnęłam. Co więcej – nadal mi na niej nie zależy.
Jako kobieta, która zawsze chciała mieć dziecko a z jakiegoś powodu, przez długi czas się jej to nie zdarzyło, byłam wrażliwa na uwagi na temat posiadania i nie posiadania dzieci. Nie widziałam sensu w tłumaczeniu swoich planów, za to zawsze tupałam nogą, kiedy ktoś dziecko traktował jak wymówkę. Drażniło mnie to i nadal drażni.
Chociaż muszę przyznać, że teraz nie jestem już tak ostra i bezczelna w swoich ocenach. A przecież bywało różnie.
Teraz…Teraz wracam do siebie. Na wielu płaszczyznach. Wcześniej nie wiedziałam, że i to bywa dłuższym procesem ani też nie bardzo o siebie właśnie walczyłam. Obrałam drogę najprostszą. Drogę, którą na swój sposób gardzę. Uznałam zwyczajnie, że teraz będzie to, co ma być. Dzieci przecież rosną a swój czas trzeba poświęcić. Mąż może mieć swoje życie i wolne wieczory a ja jakoś się dostosuję. Nic sie przecież nie stanie, jak zapomnę na chwilę, że zawsze chciałam się nauczyć chociaż jeszcze jednego języka, albo kilka razy w miesiącu wyjść samotnie do kina.
I stało się.
Przy okazji odzyskiwania swojego ciała, zaczęłam rozmyślać o odzyskaniu siebie całej.
Powiedzmy sobie szczerze, pewne rzeczy nie będą już nigdy takie same i to biorę na klatę. Ale pewne…Ale pewne są w nas i w końcu wyjdą na powierzchnię, zaczną drażnić, upominać się, przypominać o sobie i na nic zakopywanie ich w podświadomości, albo życie zgodnie z dewizą: ‘Pomyślę o tym jutro.’

Ten wczesny etap macierzyństwa był lekko buntowniczy. Ciało, jak cialo, wiedziałam, że muszę mu dać czas i nie czułam ciśnienia. Nie myślałam obsesyjnie o kształtach i kilogramach. Karmiłam, sama jedząc to, na co miałam ochotę i traktowałam ten etap, jako przedłużenie ciąży, kiedy to po kolacji składającej się z pizzy, dogadzałam sobie lodami o smaku truskawkowego sernika. Żyć nie umierać! Natomiast psychicznie…Psychicznie nadal byłam w pracy. Sprawdzałam maile chcąc jakby mieć pod kontrolą to, co się dzieje i zastanawiając się jednocześnie, czy kiedy przyjdzie moment powrotu, to czy dam sobie radę? Czy tam, w biurze ktoś będzie jeszcze na mnie czekał? Czy będę tam komuś jeszcze potrzebna? A potem przyszedł luz i zaczęłam się koncentrować na tu i teraz. Na moim dziecku, nad opieką i nocnym wstawaniu. Kilka tygodni przeszło w miesiące a ja w końcu odnalazłam swoją rutynę. Ciało piękniało a ja byłam dumna. Przestałam już sie tak obrażać na to karmienie, na ograniczenia, które się z nim wiązały. Mimo, że myślałam o odstawieniu mojej maleńkiej córeczki od piersi przynajmniej kilka razy dziennie, to zauważyłam, że coraz ciężej jest mi się na to zdobyć.

Odstaw ją.


Słyszałam to wiele razy. wiele razy też przytakiwałam i prawie czułam się gotowa do tego, jak się teraz okazuje, olbrzymiego kroku. Najpierw głośno mówiłam, że skończę karmić, kiedy Mała Mi skończy pół roku. Potem zaczęło się to znacząco przedłużać. Czułam, że karmiąc ją dłużej, robię bardzo dobrą rzecz. Instynkt matki podpowiadał mi, że to jest najlepsze dla tego maleńkiego człowieka. Zdarzało mi się szukać potwierdzenia swojej decyzji u różnych źródeł, ale w pewnym momencie poprostu zaufałam sobie samej. Aż przyszedł ten moment, kiedy zbliżał się już rok od kiedy Mała Mi pojawiła sie na świecie. Powoli zaczęłam myśleć o powrocie do pracy, przy okazji rzeczy, które przynosiły mi coraz więcej radości i satysfakcji. Zdawałam sobie też sprawę, że moment odcięcia pępowiny na dobre zbliża się nieuchronnie i czas podjąć męską(?) decyzję. Nie było łatwo. Z weekendu na weekend przekładałam ten moment.
‘Jeszcze chwilę.’
‘Jeszcze nie teraz.’
Czytałam sprzeczne informacje, które tylko mieszały mi w głowie.
‘Odstawiaj dziecko od  piersi stopniowo.’
‘Zrób to raz, a dobrze.’
‘Bądź konsekwentna.’
‘Nie ulegaj.’
Znaczy co?
Jak mam dziecku wytłumaczyć, że już teraz nie, że będzie inaczej? Skąd mam wiedzieć, czy to tylko kwestia komfortu, czy dziecko jeszcze coś ode mnie dostaje?
‘Karm jak najdłużej. Karm póki masz mleko.’
‘Jak nie przestaniesz teraz, to nie przestaniesz do trzeciego roku życia i będzie tylko ciężej.’
Każdy sobie.
Dezorientacja totalna i świadomość, że dziecko moje własne za chwilę już, za moment do przedszkola pójdzie przecież a ja nie mogę fundować kolejnych stresów i..i znowu niezdecydowanie totalne, którego z przyzwoitości tylko nie chcę nazywać innymi słowami.
Z drugiej strony, czekala mnie przecież nagroda, prawda?
Po dziewięciu miesiącach wyrzeczeń i po roku wyrzeczeń kolejnych mogłam wreszcie odzyskać swoje ciało. I nie powiem, gdzieś tam we mnie tliła się jakaś radość i ekscytacja, ale jednocześnie strach przed zmianą. I dla mojej córki i dla mnie. I o ile ja, dorosła kobieta, jestem w stanie sobie pewne sprawy wytłumaczyć o tyle dziecko, na sprawy dla niego niezrozumiałe zazwyczaj reaguje płaczem.
Czytałam gdzieś kiedyś, że bywają dzieci, które same ‘odchodzą’ od piersi. Cóż, moja córka do takich zdecydowanie nie należy. Odstawianie od piersi to nie tylko zaprzestanie karmienia, ale też powrót do swoich starych być może przyzwyczajeń. Mi do końca na tych przyzwyczajeniach jednak nie zależalo. Wręcz przeciwnie – podczas rocznego karmienia nauczyłam się jeść bardziej zdrowo i to mi się spodobało. Nie, nie zaczęłam nagle jeść tylko sałatek, wyliczając przy tym kalorie, ani też nie zrobiła się ze mnie szalona dietetyczka. Zaczęłam zwyczajnie zwracać uwagę na to, co jem, tak, żeby nie szkodzić dziecku a przy okazji oszczędzić też trochę swoje zdrowie.
Dlatego przy decyzji o zaprzestaniu karmienia, zaczęłam się bardzo dziwić, że mogę nagle jeść (i pić) to co mi się żywnie podoba. I nie muszę chyba dodawać, że nagle zrobilo się jakoś dziwnie smutno. Jak raz podejmie się decyzję o zaprzestaniu karmienia, to trzeba w niej wytrwać. Wiesz, co ja bym powiedziała tej Magdzie, tej matce, która musi podjąć decyzję?
Powiedziałabym, żeby nie słuchała innych.
Zwyczajnie.
Słuchaj siebie, wsłuchaj się w swój wewnętrzny głos a potem sama zdecyduj, co jest dla ciebie i dla twojego dziecka najlepsze. Jeśli ktoś ma dla ciebie jakieś rady, wysłuchaj go, bo bywa, że potem można spojrzeć na pewne sprawy inaczej. Bardziej racjonalnie. Ale to ty podejmujesz ostateczną decyzję. I tego powinnyśmy się my, kobiety trzymać.
Kiedy przychodzi ten moment, uświadamiamy sobie, że czas nie stoi w miejscu i, że nasze dziecko rośnie tak szybko, tak w mgnieniu oka, że trudno sobie to wyobrazić.
Dziś mijałam kobietę z maleńkim, kilkumiesięcznym zaledwie dzieckiem i pomyślałam sobie, że  to ja, całkiem niedawno przecież jeździłam z Małą Mi w gondoli i nadziwić się nie mogłam, że jest taka moja a jednocześnie tak inna i taka swoja przecież. A teraz nadszedł czas na odcięcie tej drugiej, jak zwykłam mówić, pępowiny i nic tylko uświadomić sobie trzeba, że czas przecież w miejscu nie stoi. Że wypuścić to dziecię w świat trzeba i, że taka naturalna kolej rzeczy. Jakkolwiek cięzko by nie było, jakkolwiek matka by się nie biła z myślami, to trzeba mi pozwolić temu dziecku na kontakt z równieśnikami, na zabawę z nimi, na próbę samodzielności odpowiedniej do wieku.

 A i dla mnie to samo  po kilkunastu miesiącach wypożyczania ciała, bycia na zawołanie, wyrzeczeń.
I tak zaczynam stopniowo wracać do siebie, chociaż nie ukrywam, że nie trudno jest się przyzwyczaić do pidżamy, do czasami rozlazłych dni…Do zapachu dziecka i uśmiechu o poranku bez pośpiechu zupełnie. Łatwo zostać w sytuacji dobrze nam znanej, w rutynie, która jest każdego dnia rutyną i potem już jakby brak chęci na zmiany. Czasem strach.
I o ile ciało wraca do siebie, prawie zupełnie niezależnie od nas, o tyle przestawienie siebie i swoich przyzwyczajeń z matki na kobietę i matkę bywa trudniejsze.

Myślalam, że walczę. Że jestem sobą. A okazało się, że niekoniecznie. Że chociaż zdjęłam szlafrok i wyglądam teraz bardziej wyjściowo, to wciąż do wyjścia się nie szykuję. I to zaczęło niepokoić, uwierać. I kiedy w końcu usłyszałam, że nikt mi nigdy niczego nie zabraniał, zaczęłam  się nad tym zastanawiać. I rzeczywiście, to ja siebie najbardziej ograniczałam. Mimo, że w trakcie tak zwanego urlopu macierzyńskiego zdołalam zrealizować kilka swoich marzeń, mimo, że nie zastygłam w oczekiwaniu potwierdzając teorię wielu matek, że już nigdy nie będzie tak samo, to gdzieś coś mi nie pasowało. Tak, jakby ten strój nie był uszyty na miarę. Kino? Przecież zawsze uwielbiałam. Dlaczego więc tak mało tego? Po co stawiać sobie na siłe ograniczenia? Wmawiać sobie, że jesteśmy jedyne i niezastąpione. W czym? W zmywaniu garów? W opiece nad dzieckiem i w zmianie pieluchy? Mężczyzna też może i potrafi to zrobić. Wystarczy, że mu na to pozwolimy. Że przestaniemy udawać wszystkowiedzące matki – kwoki i pozwolimy sobie pomóc w domowych obowiązkach, zamiast narzekać, że jesteśmy zdane tylko na siebie. Mężczyźni są prości. Im trzeba zwyczajnie powiedzieć na czym stoją.  Bez obaw. No, ale miałam walczyć. O siebie, o swoją przestrzeń, chwilę z książką i mini SPA raz w tygodniu. I nagle gdzieś coś kliknęło i uświadomiło mi, że nikt inny, tylko ja sama, muszę, powinnam o siebie zawalczyć. Nie ograniczać, nie wymawiać się pieluchami, innym życiem, obowiązkiem. Dać szansę sobie, swojemu ja. Rozwinąć skrzydła, zamarzyć, odważyć się raz jeszcze. Zrobić to, czego się boję, bo przecież za strachem jest to, co jest warte…Najwięcej.

M. 

31 października, 2021 0 comment 483 views
2 FacebookWhatsappEmail
Uncategorized

W sieci.

by Magdalena Gasztych 6 października, 2020

‘Oni są starsi ode mnie, prawda? I mogą już sami chodzić do szkoły’ – mówi bardziej do siebie niż do mnie, ale ja doskonale wiem do czego ta rozmowa zmierza.

‘I mają swoje telefony.’ – kontynuuje.

‘Kiedy ja dostanę swój pierwszy telefon?’ – pyta.

Wiedziałam, że tak będzie. Wałkujemy temat telefonu za każdym razem, kiedy mijamy grupę nastolatków wpatrzonych w ekrany. Stoją koło siebie, ale nie rozmawiają. Czy się im dziwię?

Chyba nie.

Przecież nam, doroslym, tak często zdarza się robić to samo.

Jesteśmy na każde zawołanie tego elektronicznego urządzenia, nic nam nie umyka. Powiadomienia w postaci obrazu czy dźwięku przywołują nas za każdym razem. Trochę jak smycz, nie sądzisz? Na telefonie możemy czytać, pisać, planować… Zbliża nas do tych, co daleko a oddala od tych, co najbliżej. I niech pierwszy rzuci kamieniem, komu nie zdarzyło się spędzić w telefonie lwią część swojego dnia. Kto, zanim jeszcze porządnie otworzył oczy, nie zajrzał najpierw do mediów społecznościowych?

Zaledwie kilka tygodni temu, telefon był przedłużeniem mojej ręki. Korzystałam z niego, karmiąc moje ośmiomiesięczne dziecko. Wchodziłam z nim do toalety, jadłam przeglądając wiadomości. Powiedzmy to sobie wprost-żyłam cudzym życiem. Za każdym razem po odłożeniu telefonu, czułam dziwną pustkę i niepokój. Porównywanie się do innych zamiast śniadania? Proszę bardzo! Przeglądanie komentarzy, ciche podglądanie? Jasna sprawa! Skarżenie się na wieczny brak czasu? Be my guest!

Aż przyszedł taki moment, kiedy z ciekawości sprawdziłam, ile godzin spędziłam w towarzystwie swojego telefonu. Mam na myśli liczbę godzin totalnie wyciętych z dnia bo przecież oznacza to tylko tyle, że nie byłam obecna w moim, tak istotnym: ‘tu i teraz.’

Nie bawiłam się też wtedy z młodszym dzieckiem ani nie odrobiłam lekcji ze starszym. Obiad ugotowałam najpewniej poprzedniego dnia. A może zrobiłam to wszystko automatycznie wpatrując się w ekran? Możliwe.

Osiem. Osiem godzin spędzonych na podglądaniu cudzego życia, bezmyślnym scrollowaniu i oglądaniu serialu, na którego odcinki nie trzeba już czekać bo są na wyciągnięcie ręki. Dlaczego więc nie obejrzeć ich teraz? Zapytaj mnie za pół roku o czym dokładnie był jakiś serial albo, kto w nim grał. Nie jestem pewna, czy poznasz odpowiedź.

Bywam (coraz rzadziej, na szczęście) osobą, która szybko rzuca się w nowe. Jeśli treningi to tylko na maksa, najlepiej pięć razy w tygodniu. Nowy pomysł? Jasne! Zróbmy to jak najszybciej, jak najwięcej. Zanurzam się aż zaczyna mi brakować powietrza a potem energii, żeby to, co za mną chodzi zrealizować. W konsekwencji wypalam się szybko i męczę. Ale potrafię się też szybko uzależnić. I jeśli po czasie decyduje się zerwać z nałogiem to musi być to proces równie szybki. Odcięcie pępowiny zdecydowanym ruchem. Zejście z ośmiu (ja wiem, że to był wynik ekstremalny) godzin spędzonych w telefonie do maksymalnie dwóch. Przy czym te dwie godziny poświęcone są ludziom i sprawom naprawdę najważniejszym. Bo tak naprawdę to nie odkryłam jeszcze sposobu na to, jak całkowicie zrezygnować z tej formy komunikacji mając na stanie dwoje dzieci i rodzinę mieszkającą w kilku różnych krajach.

Kiedy postanowiłam, że zacznę mniej czasu spędzać online, poczułam się nieswojo. Targał mną niepokój. Nerwowo zerkałam na telefon, sprawdzałam dźwięk. Myśli krążyły w głowie a ja miałam wrażenie, że nad nimi nie panuję. Nie potrafiłam wyjść z domu bez słuchawek, bez przeglądania social media w czasie spaceru, bez ciągłego kontaktu z drugim człowiekiem, po tamtej stronie słuchawki. Wiecznie czekałam na wiadomość a każde powiadomienie powodowało ekscytację. Przy tym na każdą obecność telefonu w mojej ręce znajdowałam usprawiedliwienie.

Czy skłamię, kiedy powiem, że zdarzało mi się zbyt długo czekać na reakcję człowieka za monitorem? Nie. Czy prawdą jest, że owa reakcja miała wpływ na mój nastrój? Tak.

Skoro mnie, kobiecie której nastoletnie życie toczyło się praktycznie bez internetu, świat social media, wysuniętych w górę kciuków czy wszechobecnych serduszek potrafi dotknąć to dlaczego dziwić się nastolatkom? I co ważniejsze, jak sprawić, by nie ulegały presji, by nie uzależniały swojego samopoczucia i samoakceptacji od lajka pospiesznie wciśniętego przez osobę z którą zamienili zaledwie kilka zdań?

Boję się o swoje dzieci. Całą sobą pragnę, żeby znały swoją wartość i wiedziały, co jest dla nich dobre. Żeby wiedziały, że ich NIE, jeśli tylko zgodne z ich przekonaniami i sumieniem jest ważne. Że nie trzeba im gnać w coś z czym się nie zgadzają albo nie identyfikują. A ich TAK powinno być akceptowane. Zawsze.

Widzisz więc, Kochana M., że na swój pierwszy telefon przyjdzie Ci jeszcze chwilę poczekać. I wcale nie dlatego, że ja swój dostałam krótko przed osiemnastymi urodzinami. Ale dlatego, że mamy podobną wrażliwość a ta nie zawsze (niestety) bywa sprzymierzeńcem.

Wchodzę do kuchni. Na stole, odwrócony grzbietem do góry leży telefon. Odwracam go zerkając od niechcenia. Później upewnię się, że najbliżsi są bezpieczni. Więcej nie potrzeba. Ale…Nie zawsze tak było.

Dobrego!
M.

6 października, 2020 0 comment 727 views
13 FacebookWhatsappEmail

Ostatnie wpisy

  • Kobiety mojego życia.
  • Powrót do siebie.
  • Miłość pachnąca kokosem
  • W duecie. Rozmowa z Małgorzata Koszelą – Zarską – trenerka personalną.
  • Bądź dla siebie dobra. Bądź dla siebie dobry.

Najnowsze komentarze

  • Monika - Kobiety mojego życia.
  • Magdalena - Miłość pachnąca kokosem
  • Magda - Miłość pachnąca kokosem
  • Malgorzata - W duecie. Rozmowa z Małgorzata Koszelą – Zarską – trenerka personalną.
  • Aneta - W duecie. Rozmowa z Małgorzata Koszelą – Zarską – trenerka personalną.

Meta

  • Zaloguj się
  • Kanał wpisów
  • Kanał komentarzy
  • WordPress.org

O mnie

O mnie

Piszę, żeby dać upust emocjom. A tych jest zawsze za dużo i niepoukładane potrafią zamieszać. Wzruszam się prasując szkolny mundurek mojej córki i zdarza mi się tulić samą siebie, kiedy na wszystko inne brakuje czasu i siły. Praktykuję wdzięczność i frajdę sprawia mi zanurzanie się w moim tu i teraz. Piszę od zawsze. Podcasty nagrywam od wczoraj.

Keep in touch

Facebook Instagram Email

Newsletter

Zostań na dłużej, jeśli chcesz.

Recent Posts

  • Kobiety mojego życia.

    23 maja, 2022
  • Powrót do siebie.

    31 października, 2021
  • Miłość pachnąca kokosem

    4 lutego, 2021
  • W duecie. Rozmowa z Małgorzata Koszelą – Zarską – trenerka personalną.

    5 stycznia, 2021
  • Bądź dla siebie dobra. Bądź dla siebie dobry.

    20 listopada, 2020

Categories

  • 9 Miesięcy (3)
  • Emigracja (1)
  • Podcast (7)
  • Podróże (1)
  • Uncategorized (3)

Instagram

z_wysp_and_back

Instagram post 17992384027740911 Instagram post 17992384027740911
Instagram post 17955914522212225 Instagram post 17955914522212225
Instagram post 17990782498696999 Instagram post 17990782498696999
Instagram post 17849581781911684 Instagram post 17849581781911684
JEST JUŻ ZA PÓŹNO. NIE JEST ZA PÓŹNO. Na co JEST JUŻ ZA PÓŹNO.

NIE JEST ZA PÓŹNO.

Na co czekasz?
Na lepszą pogodę? 
Na lepsze czasy?
A może na więcej pieniędzy? Dobrą pracę?

W tym roku skończę czterdzieści lat.

Dla maturzystów z którymi pracuję jestem już pewnie dojrzałą kobietą bo i mnie w ich wieku wydawało się, że TEN WIEK to już bliżej niż dalej.

Czy mnie to obchodzi?

Nie.

W tym roku skończę czterdzieści lat.

Kilka tygodni temu miałam swoją pierwszą lekcję pływania. Każdego czwartku, wieczorem wchodzę do wody z deską i pianką (taką jak dla dzieci) i przebieram nogami w wodzie, próbując uformować jakikolwiek styl i nauczyć swoje ciało czegoś, czego inni uczą się we wczesnych latach swojego życia.

Uśmiecham się i ekscytuję, jak tylko widzę progres w swoich poczynaniach.

Czy obchodzi mnie, co myślą inni?

Nie.

Zmieniam swoje życie.

Podejmuje niepopularne decyzje i szukam wciąż swojego miejsca na ziemi. 

Co chcę Ci dziś powiedzieć to to, że NIGDY nie jest za późno. 
Na naukę.
Na zmianę miejsca.
Na szukanie siebie. 
Na siebie - znalezienie.

Na bycie.

SOBĄ.

Nie zapominaj o tym, proszę.

M.
BUCKET LIST. Znasz to? Miałaś? Miałeś listę BUCKET LIST.

Znasz to?
Miałaś? Miałeś listę rzeczy do zrobienia przed trzydziestką, czterdziestką, wakacjami czy przed końcem roku?

Też takie miewałam.

A potem się okazało, że marzenia, postanowienia, życzenia, szybko się rozpierzchły. Albo spełnione albo i nie. 

I, że nie trzeba ich było wrzucać do worka z napisem: KIEDYŚ tylko...Zabookować TEN bilet. Wyjechać w TAMTO miejsce, skoczyć że spadochronem.

Nie robię już takiej listy bo przez nie mamy tendencję żyć w przyszłości. 

Uświadomiłam sobie, że życie dzieje się TU i TERAZ i, że nie będzie lepszego dnia na spotkanie, wypicie kawy, przytulenie, ugotowanie dobrego jedzenia czy po prostu na ŻYCIE. 

M.
Load More... Follow on Instagram

Popular Posts

  • W duecie. Rozmowa z Małgorzata Koszelą – Zarską – trenerka personalną.

    5 stycznia, 2021
  • Dzień dobry Gruzjo!

    29 września, 2020
  • Gruzja w moim sercu.

    11 października, 2020

Newsletter

Zostań na dłużej, jeśli chcesz.

z_wysp_and_back

Instagram post 17992384027740911 Instagram post 17992384027740911
Instagram post 17955914522212225 Instagram post 17955914522212225
Instagram post 17990782498696999 Instagram post 17990782498696999
Instagram post 17849581781911684 Instagram post 17849581781911684
JEST JUŻ ZA PÓŹNO. NIE JEST ZA PÓŹNO. Na co JEST JUŻ ZA PÓŹNO.

NIE JEST ZA PÓŹNO.

Na co czekasz?
Na lepszą pogodę? 
Na lepsze czasy?
A może na więcej pieniędzy? Dobrą pracę?

W tym roku skończę czterdzieści lat.

Dla maturzystów z którymi pracuję jestem już pewnie dojrzałą kobietą bo i mnie w ich wieku wydawało się, że TEN WIEK to już bliżej niż dalej.

Czy mnie to obchodzi?

Nie.

W tym roku skończę czterdzieści lat.

Kilka tygodni temu miałam swoją pierwszą lekcję pływania. Każdego czwartku, wieczorem wchodzę do wody z deską i pianką (taką jak dla dzieci) i przebieram nogami w wodzie, próbując uformować jakikolwiek styl i nauczyć swoje ciało czegoś, czego inni uczą się we wczesnych latach swojego życia.

Uśmiecham się i ekscytuję, jak tylko widzę progres w swoich poczynaniach.

Czy obchodzi mnie, co myślą inni?

Nie.

Zmieniam swoje życie.

Podejmuje niepopularne decyzje i szukam wciąż swojego miejsca na ziemi. 

Co chcę Ci dziś powiedzieć to to, że NIGDY nie jest za późno. 
Na naukę.
Na zmianę miejsca.
Na szukanie siebie. 
Na siebie - znalezienie.

Na bycie.

SOBĄ.

Nie zapominaj o tym, proszę.

M.
BUCKET LIST. Znasz to? Miałaś? Miałeś listę BUCKET LIST.

Znasz to?
Miałaś? Miałeś listę rzeczy do zrobienia przed trzydziestką, czterdziestką, wakacjami czy przed końcem roku?

Też takie miewałam.

A potem się okazało, że marzenia, postanowienia, życzenia, szybko się rozpierzchły. Albo spełnione albo i nie. 

I, że nie trzeba ich było wrzucać do worka z napisem: KIEDYŚ tylko...Zabookować TEN bilet. Wyjechać w TAMTO miejsce, skoczyć że spadochronem.

Nie robię już takiej listy bo przez nie mamy tendencję żyć w przyszłości. 

Uświadomiłam sobie, że życie dzieje się TU i TERAZ i, że nie będzie lepszego dnia na spotkanie, wypicie kawy, przytulenie, ugotowanie dobrego jedzenia czy po prostu na ŻYCIE. 

M.
Load More... Follow on Instagram
  • Facebook
  • Instagram
  • Email

@2019 - All Right Reserved. Designed and Developed by PenciDesign


Back To Top