W sieci.

by Magdalena Gasztych

‘Oni są starsi ode mnie, prawda? I mogą już sami chodzić do szkoły’ – mówi bardziej do siebie niż do mnie, ale ja doskonale wiem do czego ta rozmowa zmierza.

‘I mają swoje telefony.’ – kontynuuje.

‘Kiedy ja dostanę swój pierwszy telefon?’ – pyta.

Wiedziałam, że tak będzie. Wałkujemy temat telefonu za każdym razem, kiedy mijamy grupę nastolatków wpatrzonych w ekrany. Stoją koło siebie, ale nie rozmawiają. Czy się im dziwię?

Chyba nie.

Przecież nam, doroslym, tak często zdarza się robić to samo.

Jesteśmy na każde zawołanie tego elektronicznego urządzenia, nic nam nie umyka. Powiadomienia w postaci obrazu czy dźwięku przywołują nas za każdym razem. Trochę jak smycz, nie sądzisz? Na telefonie możemy czytać, pisać, planować… Zbliża nas do tych, co daleko a oddala od tych, co najbliżej. I niech pierwszy rzuci kamieniem, komu nie zdarzyło się spędzić w telefonie lwią część swojego dnia. Kto, zanim jeszcze porządnie otworzył oczy, nie zajrzał najpierw do mediów społecznościowych?

Zaledwie kilka tygodni temu, telefon był przedłużeniem mojej ręki. Korzystałam z niego, karmiąc moje ośmiomiesięczne dziecko. Wchodziłam z nim do toalety, jadłam przeglądając wiadomości. Powiedzmy to sobie wprost-żyłam cudzym życiem. Za każdym razem po odłożeniu telefonu, czułam dziwną pustkę i niepokój. Porównywanie się do innych zamiast śniadania? Proszę bardzo! Przeglądanie komentarzy, ciche podglądanie? Jasna sprawa! Skarżenie się na wieczny brak czasu? Be my guest!

Aż przyszedł taki moment, kiedy z ciekawości sprawdziłam, ile godzin spędziłam w towarzystwie swojego telefonu. Mam na myśli liczbę godzin totalnie wyciętych z dnia bo przecież oznacza to tylko tyle, że nie byłam obecna w moim, tak istotnym: ‘tu i teraz.’

Nie bawiłam się też wtedy z młodszym dzieckiem ani nie odrobiłam lekcji ze starszym. Obiad ugotowałam najpewniej poprzedniego dnia. A może zrobiłam to wszystko automatycznie wpatrując się w ekran? Możliwe.

Osiem. Osiem godzin spędzonych na podglądaniu cudzego życia, bezmyślnym scrollowaniu i oglądaniu serialu, na którego odcinki nie trzeba już czekać bo są na wyciągnięcie ręki. Dlaczego więc nie obejrzeć ich teraz? Zapytaj mnie za pół roku o czym dokładnie był jakiś serial albo, kto w nim grał. Nie jestem pewna, czy poznasz odpowiedź.

Bywam (coraz rzadziej, na szczęście) osobą, która szybko rzuca się w nowe. Jeśli treningi to tylko na maksa, najlepiej pięć razy w tygodniu. Nowy pomysł? Jasne! Zróbmy to jak najszybciej, jak najwięcej. Zanurzam się aż zaczyna mi brakować powietrza a potem energii, żeby to, co za mną chodzi zrealizować. W konsekwencji wypalam się szybko i męczę. Ale potrafię się też szybko uzależnić. I jeśli po czasie decyduje się zerwać z nałogiem to musi być to proces równie szybki. Odcięcie pępowiny zdecydowanym ruchem. Zejście z ośmiu (ja wiem, że to był wynik ekstremalny) godzin spędzonych w telefonie do maksymalnie dwóch. Przy czym te dwie godziny poświęcone są ludziom i sprawom naprawdę najważniejszym. Bo tak naprawdę to nie odkryłam jeszcze sposobu na to, jak całkowicie zrezygnować z tej formy komunikacji mając na stanie dwoje dzieci i rodzinę mieszkającą w kilku różnych krajach.

Kiedy postanowiłam, że zacznę mniej czasu spędzać online, poczułam się nieswojo. Targał mną niepokój. Nerwowo zerkałam na telefon, sprawdzałam dźwięk. Myśli krążyły w głowie a ja miałam wrażenie, że nad nimi nie panuję. Nie potrafiłam wyjść z domu bez słuchawek, bez przeglądania social media w czasie spaceru, bez ciągłego kontaktu z drugim człowiekiem, po tamtej stronie słuchawki. Wiecznie czekałam na wiadomość a każde powiadomienie powodowało ekscytację. Przy tym na każdą obecność telefonu w mojej ręce znajdowałam usprawiedliwienie.

Czy skłamię, kiedy powiem, że zdarzało mi się zbyt długo czekać na reakcję człowieka za monitorem? Nie. Czy prawdą jest, że owa reakcja miała wpływ na mój nastrój? Tak.

Skoro mnie, kobiecie której nastoletnie życie toczyło się praktycznie bez internetu, świat social media, wysuniętych w górę kciuków czy wszechobecnych serduszek potrafi dotknąć to dlaczego dziwić się nastolatkom? I co ważniejsze, jak sprawić, by nie ulegały presji, by nie uzależniały swojego samopoczucia i samoakceptacji od lajka pospiesznie wciśniętego przez osobę z którą zamienili zaledwie kilka zdań?

Boję się o swoje dzieci. Całą sobą pragnę, żeby znały swoją wartość i wiedziały, co jest dla nich dobre. Żeby wiedziały, że ich NIE, jeśli tylko zgodne z ich przekonaniami i sumieniem jest ważne. Że nie trzeba im gnać w coś z czym się nie zgadzają albo nie identyfikują. A ich TAK powinno być akceptowane. Zawsze.

Widzisz więc, Kochana M., że na swój pierwszy telefon przyjdzie Ci jeszcze chwilę poczekać. I wcale nie dlatego, że ja swój dostałam krótko przed osiemnastymi urodzinami. Ale dlatego, że mamy podobną wrażliwość a ta nie zawsze (niestety) bywa sprzymierzeńcem.

Wchodzę do kuchni. Na stole, odwrócony grzbietem do góry leży telefon. Odwracam go zerkając od niechcenia. Później upewnię się, że najbliżsi są bezpieczni. Więcej nie potrzeba. Ale…Nie zawsze tak było.

Dobrego!
M.

0 comment
13

You may also like

Leave a Comment